**Rozdział: Centra galaktyk, czarne dziury i alternatywna interpretacja**
---
### Wprowadzenie – co wiemy o gwiazdach
Na początku warto oprzeć się na tym, co jest dobrze znane i udokumentowane. Gwiazdy, niezależnie od swojej wielkości, są obiektami emitującymi ogromne ilości energii. Poza promieniowaniem cieplnym i światłem, gwiazdy – w tym nasze Słońce – wyrzucają również ogromne ilości materii: ciężkie jony, protony, wiatry słoneczne oraz koronalne wyrzuty masy.
Emitują również szerokie spektrum fal elektromagnetycznych – od fal radiowych po promieniowanie gamma – będące różnymi przejawami jednej właściwości: zakłócenia pola energetycznego. Wszystko to potwierdzone jest obserwacjami nie tylko naszego Słońca, lecz również innych gwiazd.
Gwiazdy można sklasyfikować według ich jasności oraz typu spektralnego – od najgorętszych i najjaśniejszych typów O i B, po chłodniejsze typy K i M. W uproszczeniu: im większa masa i energia gwiazdy, tym większe promieniowanie (jasność), a według klasycznego modelu – także silniejsza grawitacja.
I wszystko to działa… aż pojawi się czarna dziura.
---
### Paradoks czarnej dziury
Czarne dziury, według obecnego modelu fizycznego, są obiektami o tak ogromnej gęstości, że ich pole grawitacyjne uniemożliwia ucieczkę nawet światłu. Mówiąc obrazowo – jeśli zginamy kij, to do pewnego momentu – aż pęknie. Podobnie materia pod wpływem grawitacji może zapadać się aż do „punktu osobliwego”.
Z pomocą przychodzi tu promień Schwarzschilda (1916), który wyznacza granicę – horyzont zdarzeń – po przekroczeniu którego nic nie może się wydostać. Tyle teoria. Ale co z energią, która musiała zostać uwolniona podczas takiego zapadnięcia się? Gdzie są efekty tego „pęknięcia”? Co z zasadą zachowania energii?
Przy tak olbrzymiej masie i grawitacji, czarna dziura powinna – paradoksalnie – świecić jak supergwiazda. A przecież jest dokładnie odwrotnie: pochłania wszystko, nic nie emituje, poza hipotetycznym promieniowaniem Hawkinga (którego nigdy bezpośrednio nie zaobserwowano).
Kolejnym poważnym strzałem w kolano koncepcji czarnej dziury jest sama grawitacja, a właściwie – jej ujęcie w ogólnej teorii względności Einsteina. To bez wątpienia matematycznie elegancka konstrukcja – masa zakrzywia przestrzeń, a to zakrzywienie jest odczuwane jako grawitacja. Piękne, tylko... co z tego fizycznie wynika?
Jeśli przyjąć ten model, to w przypadku czarnej dziury mamy do czynienia z sytuacją wykładniczą: im większa masa, tym silniejsze zakrzywienie przestrzeni; im większe zakrzywienie, tym większa grawitacja; a większa grawitacja powoduje jeszcze silniejsze zapadanie się materii – i tak w nieskończoność. Tworzy się układ, który zapada się **ekspotencjalnie** bez żadnego fizycznego hamulca.
I tutaj pojawia się zasadniczy problem: taki byt, o nieskończonej gęstości, musiałby łamać podstawowe prawa fizyki.
Weźmy choćby prawo Coulomba – cząstki o tym samym ładunku się odpychają. Aby więc zapadająca się materia nie rozpadła się pod własnym naporem ładunków, należałoby założyć, że każda cząstka w tej strukturze miałaby **różnoimienny ładunek** względem sąsiednich. A takich cząstek po prostu nie obserwujemy. Już samo to generuje niestabilność.
Dalej: z doświadczeń w LHC wiemy, że naładowane cząstki elementarne (np. protony) nie dążą do łączenia, tylko się **odpychają**. Trzeba dostarczyć ogromnej energii, by je zderzyć – i to nie z własnej woli, lecz sztucznie, w ekstremalnie kontrolowanych warunkach. W naturalnych warunkach cząstki tego typu wykazują bardzo silną wzajemną niechęć do gromadzenia się na małej przestrzeni.
Czarna dziura wymagałaby więc, by miliony takich cząstek przebywały razem, ignorując swoje wzajemne odpychanie. Co więcej, zakładając brak fizycznego hamulca, zapadanie się masy prowadziłoby do nieskończonego zakrzywienia przestrzeni, a tym samym – do nieskończonej grawitacji i potencjalnie **nieskończonej energii zgromadzonej w punkcie osobliwym**, co przeczy zasadzie zachowania energii oraz ograniczeniom fizycznym każdego znanego systemu.
Krótko mówiąc – to twór wymagający **zawieszenia znanych praw fizyki**, by w ogóle móc istnieć. I nawet jeśli matematyka to dopuszcza, to natura nie zawsze musi ją słuchać.
Co więcej, jeśli ktoś zaproponuje, że rolę fizycznego hamulca pełni tzw. „ciemna materia”, warto zwrócić uwagę, że ta sama materia – jeśli rzeczywiście oddziałuje grawitacyjnie – nie pozwoliłaby na powstanie czarnej dziury w ogóle, gdyż zrównoważyłaby zapadanie się masy już na wcześniejszym etapie.
---
### Obserwacje kontra interpretacje
Dziś wiemy, że w centrum naszej galaktyki znajduje się Sagittarius A\* – obiekt uważany za supermasywną czarną dziurę. W jego najbliższym sąsiedztwie, w promieniu jednego roku świetlnego, znajduje się ponad 3000 gwiazd, z których każda emituje ogromne ilości materii i energii.
Te strumienie materii nie lecą w próżni – zderzają się ze sobą, interferują i oddziałują. Ich zachowanie nie jest całkowicie dowolne – cząstki naładowane odpychają się elektrostatycznie. Już Charles Coulomb (XVIII w.) opisał matematycznie to zjawisko, a dziś eksperymenty w LHC (CERN) potwierdzają, że zderzenie jonów wymaga olbrzymich energii.
W naturze prędkość jonów wiatru słonecznego to zazwyczaj 400–800 km/s, maksymalnie ok. 2000 km/s (znacznie mniej niż prędkość światła). Dlatego zbliżające się do siebie strumienie materii z wielu gwiazd powinny zacząć się odpychać, tworząc zawirowania i obszary interferencyjne.
To zjawisko – tworzenie wirów, strug plazmy, zawirowań i wystrzałów materii – doskonale pokrywa się z tym, co obserwujemy jako **dżety** (jets) – kolosalne wybuchy materii wyrzucanej z centrów galaktyk. A jednak obecna nauka interpretuje to jako efekt czarnych dziur.
Nie twierdzę, że nie istnieje żadna forma centralnego bytu – ale warto zaznaczyć, że podobne układy zachodzą również w mniejszych skalach (np. Jowisz i jego księżyce), co zwiększa siłę analogii do centrów galaktyk:
* gwiazdy mogą krążyć wokół wspólnego środka masy bez czarnych dziur (np. układy podwójne, potrójne itp.),
* obserwacje takie jak orbita gwiazdy S2 wokół Sgr A\* nie są w pełni zgodne z klasycznym modelem – mają zmienne, nieregularne parametry,
* obiekt G2 (mgławica M2) przelatując blisko centrum galaktyki nie został rozerwany ani wchłonięty, wbrew przewidywaniom.
Każde z tych zjawisk zostało „uratowane” przez dodanie protez matematycznych: relatywistycznych poprawek, niewidzialnej masy, energii ciemnej itd. Tymczasem może czas na inny kierunek?
---
### Nowe spojrzenie
Proponuję nie tyle „obalenie” modelu czarnych dziur, ile jego reinterpretację. Może nie potrzebujemy osobliwości, punktu zerowego, by wyjaśniać zjawiska energetyczne w centrach galaktyk?
Wystarczy zauważyć, że:
* wszystkie znane nam gwiazdy emitują materię,
* cząstki tej materii mają określone właściwości i niełatwo je zmusić do kolizji,
* centra galaktyk są zatłoczone energetycznie i grawitacyjnie,
* jety mogą być efektem naturalnego przeciążenia układu wielu zderzających się strumieni, a nie wyrzutami z wnętrza dziury.
To wszystko mamy na tacy – wystarczy tylko inaczej spojrzeć. Nie potrzeba magicznych obiektów, jeśli potrafimy opisać rzeczywistość obserwacyjną za pomocą znanych zjawisk fizycznych i elektromagnetycznych. Nauka powinna być elastyczna – nie trzymać się kurczowo założeń z przeszłości, lecz poszukiwać wyjaśnień w tym, co naprawdę widzimy.
---
### Dodatek – Barycentrum, stabilność orbit i naturalna hierarchia grawitacyjna
Choć często mówimy, że planety krążą wokół Słońca, w rzeczywistości poruszają się one wokół wspólnego środka masy całego układu – *barycentrum*. W przypadku naszego Układu Słonecznego barycentrum znajduje się często wewnątrz Słońca, ale nie zawsze w jego środku. W przypadku układów o bardziej porównywalnych masach, barycentrum może leżeć nawet poza głównym obiektem – przykładem jest Pluton i jego księżyc Charon, które obiegają barycentrum położone *poza* Plutonem.
To prowadzi do ciekawej obserwacji: **im większa masa centralnego obiektu**, tym bardziej „dominujący” jest on w układzie, co przekłada się na **większą stabilność orbit** bliskich obiektów. Planety wewnętrzne (Merkury, Wenus, Ziemia) mają niemal kołowe orbity, bardzo stabilne – podczas gdy Pluton (i inne obiekty transneptunowe) mają orbity **bardziej ekscentryczne**, mniej stabilne, bardziej podatne na zaburzenia.
Identyczny efekt widzimy w układach planetarnych gazowych olbrzymów – Jowisza, Saturna – gdzie księżyce najbliższe planecie mają stabilne, okrągłe orbity, a te dalsze potrafią być silnie nachylone lub niestabilne.
Ale co ciekawe – **w centrach galaktyk widać dokładnie odwrotny układ** niż sugerowałby model z dominującym centralnym obiektem. Obiekty *blisko środka* (jak gwiazda S2 wokół Sagittariusa A\*) mają silnie eliptyczne, zmienne orbity, a te dalsze poruszają się **stabilnie**, zgodnie z modelem galaktycznym.
To sugeruje, że nie mamy do czynienia z pojedynczym centralnym bytem (jak czarna dziura), lecz raczej ze **zbiorowym efektem wielu masywnych obiektów** – swoistego „jądra grawitacyjnego” opartego o wzajemne oddziaływania, interferencje i wielość źródeł masy i energii. Co więcej, takie układy zachowują się typowo dla obserwowanych układów wielokrotnych – jakby centrum galaktyki było olbrzymim, złożonym układem wielu gwiazd, a nie pojedynczym bytem.
Z matematycznego punktu widzenia: układ trzech i więcej ciał jest **nierozwiązywalny analitycznie** – nie da się jednoznacznie przewidzieć trajektorii przy pomocy zamkniętego równania. Dlatego układy takie są z natury niestabilne i mogą zachowywać się bardzo dynamicznie.
Wątpliwości może budzić pytanie: jeśli w centrum znajduje się skupisko wielu gwiazd, dlaczego się ze sobą nie zderzają? Odpowiedź nie jest oczywista, ale warto zwrócić uwagę na coraz liczniejsze obserwacje sugerujące, że ciała niebieskie w warunkach ekstremalnych mogą wykazywać zachowania odpychające. Przykład? Coraz częściej odnotowuje się, że rozgrzane komety odchylają tor lotu od Słońca, jakby się od niego odpychały. Podobnie większe bolidy wchodzące w atmosferę Ziemi – ich trajektoria się odchyla, nie zawsze prowadząc do kolizji. Może w skali makro działa coś, co znamy też w skali mikro – pewna forma naturalnego odpychania między złożonymi strukturami energetycznymi. Ale to temat na przyszłe rozdziały.
---
### Podsumowanie i zapowiedź
Nie chodzi o podważanie dokonań, ale o odwagę, by zadać pytanie: *czy na pewno idziemy właściwą drogą?*
Czasem zamiast trzymać się kurczowo teoretycznych fundamentów z XX wieku, warto na chwilę zapomnieć o znanych modelach i spojrzeć na kosmos z perspektywy czystej obserwacji.
W kolejnych rozdziałach przyjrzymy się innym fundamentalnym problemom fizyki – takim jak struktura atomu, mechanika energii, natura promieniowania czy grawitacja. I choć odpowiedzi mogą wymagać od nas wyjścia poza znane schematy, to może właśnie tam – w nowym podejściu – czeka rozwiązanie.
Co ironiczne, mimo coraz częstszych obserwacji zjawisk niepasujących do obowiązującego modelu, zamiast zrewidować go od podstaw, fizyka teoretyczna ucieka się do coraz bardziej złożonych konstrukcji matematycznych, które działają jak protezy – mające utrzymać stary gmach za wszelką cenę. Tymczasem może najwyższy czas, by spojrzeć świeżym okiem i zbudować coś nowego – prostszego, spójnego i opartego na obserwacji, a nie jedynie na równaniach.
Co zjadło czarną dziurę? Najpewniej sama się zjadła — tylko pytanie: jak? Czy jeszcze zanim powstała, czy przez to, czym w istocie jest?
Sprostowanie:
Jest to wyłącznie hipoteza i moja osobista wizja, co prawda w dużej mierze oparta na dostępnych danych i obserwacjach, jednak nie należy traktować tego jako źródła naukowego ani ostatecznego dowodu. To raczej próba własnej interpretacji zjawisk i swobodna koncepcja, która wymaga dalszych badań i weryfikacji.
Gorący punkt w dysku akrecyjnym wokół Sagittarius A* — supermasywnej czarnej dziury w centrum Drogi Mlecznej. Rozmyty obraz w radiu (EHT) z nałożoną ilustracją toru gorącej materii.
Źródło: ESO/EHT Collaboration.
Orbity gwiazd w centrum Drogi Mlecznej wokół Sagittarius A* — wizualizacja ruchów gwiazd krążących w silnym polu grawitacyjnym supermasywnej czarnej dziury w naszej galaktyce. Tor ich ruchu dostarcza dowodów na ogólną teorię względności Einsteina.
Źródło: ESO/L.
Orbita gwiazdy S2 wokół supermasywnej czarnej dziury Sagittarius A* w centrum Drogi Mlecznej. S2 potrzebuje 16 lat na pełen obieg i osiąga prędkość ponad 25 milionów km/h, zbliżając się na ~20 miliardów km (120 razy odległość Ziemia–Słońce). To obserwacja potwierdzająca przewidywania ogólnej teorii względności Einsteina.
Źródło: ESO/L.
Gwiazdy w centrum Drogi Mlecznej krążące wokół Sagittarius A*, supermasywnej czarnej dziury o masie ~4 mln Słońc. Oznaczone obiekty z grupy „S” (np. S2, S38) dostarczyły dowodów na jej istnienie i potwierdziły przewidywania ogólnej teorii względności.
Źródło: sci.news
Dodaj komentarz
Komentarze